piątek, 30 września 2011

Małe wycieczki, część 2... / Out and about, part 2

Kolejna wycieczka to wyprawa zagranicę:) Za granicę hrabstwa naszego do hrabstwa Kornwalią zwanego:) O Widemouth pisałam już wcześniej, ale jako że totalnie uwielbiam to miejsce, postanowiłam pokazać je deZealowej Mamie i deZealowemu Tacie "na żywo". Też im się podobało:)

* * *

Today's trip is a trip abroad:) Across the border of beautiful Devon to equally beautiful Cornwall. I had written about Widemouth before, but since I really love this place and do recharge my battery there, I decided to show it to my parents "in flesh". They loved it too...





Dionizy oczywiście był zachwycony:)

* * *

Diesel was in his element:)




Po ładowaniu akumulatorów w Widemouth udaliśmy się do Bude. Cóż za urokliwe miejsce! DeZealowi rodzice wraz z vonZealem w pierwszej kolejności zwiedzili kościół, deZeal z Dionizeldem czekali na zewnątrz, jako że z niezrozumiałych mi przyczyn, nasi czworonożni bracia mniejsi nie mają zezwolenia na przebywanie na terenie kościoła:)

 
* * *

After charging our batteries in Widemouth we went to Bude. What a beautiful place! DeZeal's parents and vonZeal visited a gorgeous church, while deZeal and Diesel were waiting outside - for some reason our four legged friends are not allowed at the church ground.


 

 

A potem cieszyliśmy oczy innymi widokami:)

* * * 

And then we enjoyed other lovely views:)


 








Ach, jaki cudny był to dzień, jaka kapitalna wycieczka!

* * *

Ah, what a lovely day it was, and what a fabulous trip!!!

czwartek, 29 września 2011

Małe wycieczki (część 1)... / Out and about (part one)...


Jak pewnie niektórzy z was wiedzą tydzień temu do Moorlandowej Chałupy zawitali goście w osobach deZealowej Mamy i deZealowego Taty. Jest fajnie, niestety deZealowi rodzice pozostają w Moorlandowej Chałupie tylko do poniedziałkowego świtu, kiedy to vonZeal zawiezie ich na lotnisko w celu odbycia samolotowej podróży z poworotem:( No ale cóż, tak to już jest, że wszystko co dobre szybko się kończy...  W każdym razie, korzystając z okazji że są, staramy się pokazać deZealowej Mamie i Tacie uroki tego kraju i wozimy ich (ewentualnie spacerujemy) po okolicach. Dlatego też najbliższe kilka postów będzie obfitować w ogrom fotografii (ostrzegam, naprawdę ogrom, jako że fotografie owe pochodzą z trzech źródeł: deZealowego Taty, vonZeala i mojego), a minimum mojej pisemnej paplaniny. Może to i dobrze, hahaha....
Na pierwszy ogień idzie zatem dość długi spacer do uroczej wsi Belstone. Jest to bardzo urokliwa wieś, znana między innymi z kamiennego kręgu "Nine Maidens" czyli "9 panien":) Legenda głosi, że owe dziewieć panien zebrało się w niedzielny majowy poranek aby zatańczyć na powitanie wiosny.... za co niestety zostały pokarane skamienieniem:) Tyle leganda, a ja wam powiem tylko, że w tym samym miejscu tańcami o wschodzie słońca 1 maja, sezon letni wita moja grupa taneczna Cogs and Wheels. Jak wiadomo 1 maja w tym roku wypadał w niedzielę, my zatańczyliśmy, a ja w dalszym ciągu do was pisuję, i to nie jako skamielina... więc ile w tej legendzie prawdy to każdy sobie może dopowiedzieć, hahahaha. Ale dość gadania....

* * *

As some of you might already know, a week ago my parents came to visit Moorland Home:)  I love it, unfortunately they are staying only till Monday morning... well, nothing good lasts forever:( Anyway, while they are here we are always trying to show them the beauty of this country, and take them out and about. Therefore next few posts will be full of photographs (it is a warning, there will be plenty of them since they are coming from three sources: my Dad's, vonZeal's and mine), and not as full of my blahblahblah-ing. Maybe that's even better, hahaha.
First, a lovely and not too short walk to a picturesque village of Belstone. The village is know for its stone circle called Nine Maidens. As the legend says, Nine Maidens gathered at the dawn on May Day to welcome summer season with dancing. Since it happened to be Sunday, they were punished terribly by being turned into the stones!!!! That is the legend, but I will tell you that Nine Maidens Stone circle is the place where Cogs and Wheels (my morris side) welcomes summer on May Day dawn... As you know this year May Day was on Sunday... we went, we danced, and.... I still write to you and definitely not as a stone. So you can decide for yourself if the legend is true, or not, lol:) But enough yapping:)




 

 









 





A jutro zabiorę Was na następną wycieczkę:)

* * *

And tomorrow I will take you for another trip:) 

sobota, 24 września 2011

Najprostszy z najprostszych / The simplest of the simple

Dzisiaj najprostszy z najprostszych wieniec w temacie jesiennym. Niby nic, mała rzecz, a jednak cieszy. Wieniec został wykonany ze styropianowej podkładki pod mrożoną pizzę (hehehe), sznurka, długiego i wąskiego kawałka materiału, jesiennych gałązek i kleju. Sznurkiem opasałam podkładkę pod pizzę, z której uprzednio wyciełam środeczek. Z długiego wąskiego kawałka materiału wymodziłam trzy różyczki, ze spaceru przytargałam jesienne "noski" i wszystko to przykleiłam do sznurkowego wianuszka. I powstało takie cosik:

* * *

Today deZeal presents one of the simplests wreaths. Autumnal wreath, let's say. I made it from polystyrene pizza base (one that you sometimes get when you buy a frozen pizza in a shop), a string, a long, thin piece of fabric, some sort of autumnal branches and hot glue. I wrapped the string around the pizza base in which I had cut the middle out. I made three rosettes out of the piece of fabric. I got some sutumnal pieces from a walk :):) And I stuck it all to the wreath, using hot glue gun. Here is what appeared:


Wykonanie wianka zajęło mi jakieś, mniej więcej, pół godziny, z czego najwięcej czasu spędza się oczywiście na okręcaniu bazy sznurkiem. Jak na wianek za 0 złotych (wszystkie materiały miałam w domu) i  pół godziny pracy, mujzę powiedzieć, że jestem całkiem zadowolona:)

* * *

Working on the wreath took me about... let's say... half an hour (and of course the most of that I spent on wraping the string around the base). Considering it is a NO COST AT ALL wreath (I had all the materials at home) and half an hour of work, I am quite pleased with it:)


 




O proszę, zapomniałam, że jeszcze użyłam nożyczek....

* * *

Oh, I forgot to say, I also used a pair of scissors:)


A na zakończenie chciałam powiedzieć, że jestem i mam się dobrze (poza radosnym posiadaniem nosa jak kartofel i nieco wkurzajacego bólu gardła), a ponadto są też w Moorlandowej Krainie deZealowa Mama i deZealowy Tata... Hurra!!!! Update na temat schodów (no oczywiście że nie zapomniałam o schodach) też się wkrótce pojawi...

* * *

And at the end I wanted to mention that an update on my stair project will appear soon (no, I have not forgotten about my stairs, hahaha, how could I???).



PS. I'm linking my wreath to MumOfAllTrades Linking Party:)


to Rhoda's SouthernHospitalyBlog